
Z tańcem breakdance związany jest od dawna. Jego historia taneczna zaczęła się we Włocławku. Dziś, Paweł Orłowski, tancerz Teatru Studio Buffo w Warszawie jest czterokrotnym Mistrzem Świata w tańcu breakdance. W Międzynarodowy Dzień Tańca opowiada o tym, jak taniec zmienił jego życie oraz co daje mu praca w teatrze.
Jak to się stało, że taniec pojawił się w Pana życiu?
Paweł Orłowski, tancerz Teatru Studio Buffo: U mnie to zaczęło się dosyć nietypowo. Najpierw było karate, chodziłem na zajęcia, bo mnie to pasjonowało. Nie myślałem o tym, żeby to zmieniać. Aż do momentu, kiedy poszedłem na szkolną dyskotekę. Tam zobaczyłem chłopców, którzy stają na głowie i na rękach. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Ten widok tak na mnie podziałał, że od razu chciałem to robić.
I od razu został Pan zauważony?
Paweł Orłowski: Tak! Jeden z chłopaków zobaczył, że próbuję się podobnie wyginać. Podszedł do mnie i zapytał czy chcę przyjść na pierwszą lekcję takiego tańca, który nazywa się breakdance. Po pierwszych lekcjach zdałem sobie sprawę, z tego, że to jest coś co chcę robić w życiu.
Potem, jak sądzę, nastąpił szybki rozwój wydarzeń….
Paweł Orłowski: Po pierwszym miesiącu pojechałem na pierwsze zawody. Zostałem tam wyróżniony jako najmłodszy b-boy. Pierwsze miejsce na zawodach zdobyłem po trzech, czterech miesiącach od kiedy zacząłem tańczyć. Po drodze wiele było zawodów, aż do pierwszego mistrzostwa Polski i mistrzostwa świata w 2012 roku. Do osiągnięcia czterokrotnego mistrzostwa.
Wracając do środowiska, w którym Pan zaczął ćwiczyć – rozumiem, że była to jakaś oddolna inicjatywa chłopaków, którzy zafascynowani braekdance spotykali się i uczyli od siebie nawzajem? Czy miał Pan jakiegoś nauczyciela?
Paweł Orłowski: We Włocławku uczyłem się przy domu kultury. Naszą grupę prowadził Pan Robert Jędrzejewski. To był mój pierwszy trener. W 2001 rozstaliśmy się z naszym trenerem i zaczęliśmy działać na własną rękę. W tym czasie zmieniliśmy nazwę naszego zespołu na „Crazy Squad”. To też był moment, kiedy przestaliśmy działać przy domu kultury – tylko całkiem niezależnie.
Jak zatem trafił Pan do Teatru?
Paweł Orłowski: To był zbieg okoliczności. W tamtym czasie przy jednym z moich projektów reklamowych pracowałem z reżyserem, który zna Pana Janusza Józefowicza. W związku, z tym, że wiedział o produkcji projektu „Romeo i Julia” i o tym, że jest potrzebny tancerz breakdance do jednej ze scen polecił mnie Panu Januszowi.
Jak dobrze rozumiem, pierwszym spektaklem był musical „Romeo i Julia”, potem kolejne.
Paweł Orłowski: Tak! Po spektaklu „Romeo i Julia” dostałem propozycję, by zagrać w drugim spektaklu, potem w „Metrze”. Muszę powiedzieć, że mój na początku, sceptyczny stosunek do teatru z czasem zamienił się w wielką miłość. Teraz ta praca pozwala mi łączyć taniec z moją drugą pasją, którą jest aktorstwo. Pracując tutaj rozwinąłem się w obu tych kierunkach.
Obecnie występuje Pan we wszystkich spektaklach Teatru Buffo – czy jest spektakl, który jest Panu szczególnie bliski?
Paweł Orłowski: Lubię wszystkie spektakle. Podoba mi się to, że gramy różne spektakle w kilku setach. To daje możliwość pokazania się w kilku, różnych kreacjach w ciągu miesiąca. Mogę powiedzieć, że bardzo lubię „Metro”, jest w nim bardzo dużo tańca, więc można się wykazać. Mamy też w repertuarze „Wieczory” gdzie tańca jest może mniej, za to tam śpiewam. Bardzo lubię spektakl „Ukochany kraj”, jest dla mnie wyjątkowym spektaklem, ze względu na bliskie mi poczucie humoru.
Jak Pan sobie wyobraża dalszą drogę zawodową?
Paweł Orłowski: Trudno mi powiedzieć. Cały czas rozwijam się w tańcu, w aktorstwie, ostatnio też wokalnie. Sam się zastanawiam, gdzie mnie to dalej poniesie. Jestem otwarty na wszystko, co się może w kwestii zawodowej u mnie wydarzyć. Jeśli wydarzy się coś nowego, będę chciał to połączyć z pracą w Buffo. Trudno byłoby mi się rozstać z naszą teatralną rodziną.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie